Przy okazji padu mojego dysku zacząłem się zastanawiać nad sprzętem, który używałem kiedyś i dzisiaj. Dysk był padł fizycznie. Ciach i nie działa. Jednak wiele sprzętu, nadal w moim posiadaniu, nie działa zupełnie z innego powodu.
Najpierw spojrzenie wstecz. Co miałem. Pomijam pierwsze PC-ty. I bez tego lista nie jest zbiorem pustym.
Casiopeia. W dawnych czasach poprzedniego wieku zakupiony handheld do pracy. Windowsy 1.0 CE. Niewielki ekranik, ale możliwość czytania i edycji plików officowych w formatach portable. Dobrze synchronizował się z PCtem (łączem rs). Niestety, następne wersje systemu nie były już dostępne i urządzenie umarło śmiercią naturalną. Czyli do dziś dnia leży gdzieś na półce.
Rex 600. Mały organizer, wielkości karty kredytowej. Miał własny system i oprogramowanie. Synchronizował się z PCtem za pomocą specjalnej przystawki. W przypadku notebooka mającego gniazdo pcimcia synchronizacja była jeszcze prostsza. Po włożeniu rexa do gniazda synchronizacja była już automatyczna. Dane wprowadzało się za pomocą ekraniku dotykowego. Super poręczne rozwiązanie. Nagle całość firmy kupił Intel. Miałem nadzieję, że będzie to rozwijał, ale było zupełnie odwrotnie. Produkt został zabity. Brak wsparcia, kontynuacji itp.
Psion. Kolejny handheld. Super design. Bardzo dobry system i aplikacje. System przechowywany w ramie startował błyskawicznie. Z czasem jednak, przy braku wsparcia i upgrade'u systemu całość była już tylko oldscoolowym obiektem muzealnym.
Mio jakieś tam. Hanheld z windowsami 6. Myślałem, że będzie przenośnym biurem, ale skończyło się na używaniu automapy. Jednak system okazał się wadliwy i regularnie włączał urządzenie, co skutkowało jego ciągłym rozładowaniem. Zero pomoc, zero łatki. Byłeś głupi, kupiłeś, to radź sobie sam (w zamyśle poleć, kup następny). W aucie, to jeszcze można było używać z zewnętrznym zasilaniem. W terenie raczej nie przydatny, gdyż nie funkcjonujący bez zasilania.
Telefony. Całe stada. Nokie, siemensy, samsungi, motorole. Niestety, to są produkty, które z reguły ulegają fizycznej destrukcji. Niezależnie od ceny. Warto wspomnieć o egzemplarzach androidowych. Przykra niespodzianka. Zero wsparcia po kupieniu. Nie ma możliwości upgrade'u systemu a update'y już posiadanego w krótkim czasie zaśmiecą całą posiadaną pamięć tak, że urządzenie nie funkcjonuje.
PCty. Miałem kilka. Najstarsze podarowałem innym. Nadal mam dwa. Biurową maxdatę i acera powerfs. Oba z jednordzeniowymi procesorami. Windowsy xp się skończyły, ale sprzęt ma się świetnie (z wyłączeniem tego dysku, który przestał funkcjonować).
Notebooki. Toshiba m100. Po sześciu latach używania popsuł mi się wyświetlacz. Bateria wcześniej już słabo funkcjonowała, ale notebook był rewelacyjny. Naprawiłem raz, dwa i stwierdziłem, że już się nie opłaca. Jeżeli nie ulegamy rynkowej histerii i trochę sami grzebiemy, a co najważniejsze, jesteśmy świadomi swoich potrzeb, to można coś kupić za niewielkie pieniądze. Kiedyś przeczytałem taką odpowiedź na pytanie, jakiego notebooka trzeba kupić. Najtańszego z danej linii, która nas interesuje i dołożyć drugie tyle pamięci. Kupiłem za tysiaka asusa u32u (13 calowy notebook, w aluminiowym chassis, oczywiście bez systemu, z komponentami raczej słabymi od amd). To jest ułamek tego, co trzeba obecnie dać za telefon. No tak, ale ja mam tylko dwa rdzenie, a telefon ze cztery. Czy to jest normalne?? To tak na marginesie.
Dawne notebooki, PCty mają jedną zaletę. Firmware, który pozwalał na instalowania w zasadzie dowolnego systemu. Cały inny sprzęt jest zrobiony inaczej. Firmware blokuje instalację innych systemów, a w przypadku rootowania wytwórcy grożą utratą gwarancji. Kasa za wszelką cenę. Niestety to zjawisko jest wszechogarniające całość sprzętu. Z nowymi notebookami już nie jest tak prosto. Zachęta do upgrade'u systemu ze strony MS jest nieszczera, bo wiadomo, że za tym idzie jego wymiana. Jeden element wymusza zmianę po całości.
Mam wrażenie, że już dawno zawiązał się spisek producentów. Ciężko lub prawie niemożliwe jest poskładanie sobie, a z czasem modyfikacja sprzętu. Wymiana cegiełki, to zmiana całości. Sprzęt to jeden moduł. Nienaprawialny. Urwie się śrubka, całość do wymiany.
Czy taka polityka jest w jakiś sposób usprawiedliwiona? Kto jest jej beneficjentem? Z pewnością nie konsument. On jest traktowany jak baran idący na rzeź. Byle mu coś wepchnąć, a potem, to on ma problem. Wsparcie techniczne, to często iluzja i marketingowy bełkot. Trzykrotnie zadawałem pytania asusowi i nigdy nie dostałem poprawnej odpowiedzi.
Dlaczego nikt nie chroni konsumenta? Odpowiedź jest prosta. Cichym beneficjentem, a co za tym idzie spiskowcem, jest każde państwo. Firmy zatrudniają mnóstwo ludzi, płacą podatki (czasami), a najważniejsze, że konsumenci płacą podatek pośredni. To ważne, bo w przypadku naszego kraju, jest on głównym dochodem państwa. Posłuchajcie tych jęków, jak spada konsumpcja wewnętrzna. Tragedia. Oczywiście nie dla nas.
To jest lekko nienormalne. Nienormalnym jest też przyzwolenie na takie działanie. Nienormalnym zjawiskiem są ogromne pensje zarządzających chciwców. To jest krótkowzroczne.
A co do sprzętu, to wniosek jest jeden. Jak mam możliwość dłubania, wymiany pojedynczych elementów, to jest to na wieki. Zespolone, zbandlowane są w krótkim czasie do wyrzucenia. Kupujcie następne.
Na tym tle open source jest wrogiem numer jeden przemysłu IT. Zabija przemysł! Rozdaje za darmo! Czyżby? Gdyby nie open source mielibyśmy ze trzy standardy htmla i oczywiście przeglądarka MS obsługiwałaby ten dobry. Tak jak to jest w przypadku produktów office'owych. I w ogóle nie byłoby androida. Bo kernel jest otwartoźródłowy. Open source jest wrogiem państwa. Pamiętacie czasy, gdy urzędy skarbowe przeciwstawiały się bezpłatnemu korzystaniu z darmowego oprogramowania? Darmo skutkuje brakiem podatku. Zysk społeczny w tym kontekście nie jest ważny.
Nauczmy się korzystać z tego co mamy w otoczeniu. Kierujmy się własnymi potrzebami, nie ulegajmy manipulacjom. Głosujmy portfelami nie wspierajmy chciwości innych.