purpura, woda uspokaja

purpura, woda uspokaja
fot. Salman Arif Khan

niedziela, 1 grudnia 2013

Deklaracja

Poniżej chciałbym zadeklarować. Bardzo lubię windowsy, chociaż nie wszystkie ich wersje. Lojalny jednak nie jestem. Bo bardziej mnie interesuje funkcjonalność niż marka.
Od jakiegoś czasu jesteśmy bombardowani. Wyrzućcie XPka. Jest be. Be be. Bardzo be. Stary, brzydki, do bani i zarobić się na nim już nie da. Chronimy was, ale tylko do kwietnia 2014. Potem widliszki was zjedzą. A nam zależy na przytuleniu waszej kasiorki. Na samą promocję najnowszej wersji wydaliśmy 2 miliardy baksów, to kupujcie, by nam się wróciło.
Dobry żart.
Ciekaw byłem, jaki jest udział XP w rynku systemów desktopowych. Spojrzałem na najnowsze dane.


Połowa, to siódemka. Blisko jedna trzecia to XP. Mało jak na takie (niby) badziewie? Mac, to tylko dziesiąta część XP. Jednak mimo takiego sukcesu, od lata na tej części rynku nie zarobiliśmy, albo niewiele. Mamy gdzieś takich klientów (nasza miłość jest tak wielka jak koszt kupionego przez was oprogramowania. Ale po pewnym czasie i to nie wystarczy dla utrzymania uczucia).
Nowy system, to nowy system. Wodotryski, bajery, świecidełka. To nie wystarczy zamienić stary na nowy. To trzeba wymienić w całości, razem z komputerem, żeby ten biedak udźwignął dowód naszej próżności.
No bo niby w jakim celu jest nam potrzebny ten nowy system. Jak używaliśmy starego, to sprzęt funkcjonował dobrze. I programy już były te, które znaliśmy i potrzebowaliśmy.
Kolejna seria pytań.
  • Czy nowsze znaczy lepsze?
  • Co to jest to lepsze? Definicję, kryterium poproszę.
  • Ile tak na prawdę nam potrzeba, a co jest zbędne? Po co nam soft do projektowania boeingów? Nigdy z tego nie skorzystamy, chociaż producent piał z zachwytu.
Billa postawił wszystkich trochę pod ścianą. Fakt, przez lata uginał się, wydłużając okres wsparcia. Ale teraz finito. Czy można było pójść inną drogą i zaproponować wersję legacy?
Tak, ale wówczas kasa by się nie zgadzała.
Zostawmy na boku firmy. One mają zgryz, ale z drugiej strony mają większą wiedzę i łatwiej jest im pokonać ten problem. Gorzej mają osoby indywidualne. Na razie dotyczy to tylko XP, ale czas dla Visty (szczegół) i siódemki (to będzie problem) też w perspektywie nie dłuższej niż dwa lata, skończy się. Jednym słowem dzisiejszy problem 1/3 za chwilę będzie problemem połowy użytkowników.
Zanim jednak przejdę do jakiś sugestii, chciałbym wskazać przykład oprogramowania, które uwolniło się spod opieki Billa G. To przeglądarki.

W prawdzie blisko 60% w rynku ma Internet Eksplorer, to jest to zdecydowanie mniej niż udział windowsów w rynku systemów. Dalsze wyłomy, to oprogramowanie multimedialne (ha ha ha. Windows player. Kot by się uśmiał).
Zmiana w myśleniu już się dokonała.
Na razie niewielka, bo nikt nikogo nie stawiał pod ścianą. Ci co mogli i chcieli zainstalowali sobie to co mogli i chcieli. Pamiętajmy, że duża część, szczególnie ta korporacyjna nic nie może. Ma zainstalowane co ma i korzysta. Stąd obraz rynku przeglądarek można uznać za dobry i zdrowy. Wiadomo, że w sytuacjach kryzysowych włącza się myślenie. Instynkt samozachowawczy. Myślimy, analizujemy i nie zawsze postępujemy zgodnie z oczekiwaniami konstruktorów pułapki. Jak już wypróbowaliśmy ff, chrome'a, czy coś innego to czas, a nawet przymus skosztowania większych rzeczy.
Pozostaje sprawa starego sprzętu. Czyli co. 8 kwietnia armagedon? Wyrzucamy. Bill tak chce. Jest to najprostsze rozwiązanie, a przez to trywialne. I szkoda naszej kasy, i nie ekologicznie. Dodatkowy wydatek, przez który rośnie góra elektronicznych śmieci.
Trzeba znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Zastanówmy się, czego my chcemy? Chcemy nadal używać sprzętu, który lubimy. Bill mówi, że zjedzą nas robaki, bo nie będzie ochrony. Ale ochrona jest nam potrzebna tylko w szczególnych okolicznościach. Jak sobie piszemy, cokolwiek liczymy, projektujemy itp., to jesteśmy bezpieczni. Niebezpieczny jest świat zewnętrzny. Potencjalnie. Liczba robactwa dla systemów odchodzących będzie raczej maleć a nie rosnąć. Ponadto, zwiększenie ryzyka poprzez brak ochrony wzmocni naszą czujność. A może zastanowimy się czy istnieją inny systemy, które sprawnie będą zarządzać naszym komputerem i miał podobną funkcjonalność. Liczymy się nawet z tym, że o paru programach możemy zapomnieć. Ale na przykładzie przeglądarek widać, że są konkurenci. Najlepsza nowina jest taka, że w zasadzie nie ma obszaru bez konkurencji. Co więcej, wiele dobrych programów, które używaliśmy w okienkach przyszło z innego świata. Prawda też jest taka. Nic nie trwa wiecznie. Nasza inteligencja polega na umiejętności przystosowania. Kiedyś korzystaliśmy z IE, teraz FF. To samo będzie dotyczyć worda, excela i masy innego oprogramowania. Gorzej mają ci, co są przywiązani do oprogramowania windowsowego, a najnowszy system go nie obsługuje. Tak jest z częścią oprogramowania projektowego. W pewnych obszarach musi być ciągłość, ale w domu to my rządzimy.
Skoro tak, to może warto na to wszystko spojrzeć funkcjonalnie. Szukamy systemu dla sprzętu, który mamy i który zapewni nam co najmniej dotychczasową funkcjonalność.
Z analizy systemów widać, że mamy tylko kilka możliwości. Przejście na maca, to wymiana sprzętu. Jest to alternatywa dla przejścia na ósemkę. Możemy zainstalować nowszą wersję windowsów. W zasadzie na rynku jest siódemka i ósemka. Tylko, która z nich poprawnie zarządzać będzie naszym sprzętem? W sposób naturalny pozostaje ta kategoria. Linux i inne. Od razu uprzedzam. Nie ma się czego bać. Jak w życiu. Anioł namalował obraz diabła, ale tak na prawdę, to nie wiemy, kto jest kto.
Na marginesie przypomina mi się historia kulinarna. W czasach ancien regimu byłem na proszonym obiedzie w Glasgow. Baranina w sosie miętowym. Oczywiście przez cały obiad nie spróbowałem. Pożeracz schaboszczaka takich rzeczy nie tyka. Na koniec, by nie robić przykrości gospodarzom zjadłem kęs. Pycha. Okazało się, że uprzedzenia były zupełnie niepotrzebne. Od tego czasu stosuję zasadę. Nie oceniam bez spróbowania.
Wracając do systemów. Wszystkie one mają wspólnych przodków. To co widzimy jako windows i mac, ma poprzedników. Co więcej pewne rozwiązania przenikają się. Ze względów finansowych i ostatnio modnej prywatności dobrym rozwiązaniem są systemy otwarto-źródłowe. Kosztują co łaska, a ponadto żaden kod szpiegujący się w nim n ie ukryje. Zasada, że co darmowe lub tanie, to do kitu, nie ma zastosowania. Nie wszyscy potrafią zrozumieć, że wartość i cena, to zupełnie różne pojęcia.
I teraz dalsza część deklaracji. Deklaruję, że w najbliższym czasie, w kolejnych postach, będę się starał wskazać optymalne rozwiązanie wyboru systemu. Niczego nie wyrzucamy. Nawet leciwych okienek. Narzędzia zmieniamy ewolucyjnie, nie rewolucyjnie. W ten sposób mamy czas na zmianę przyzwyczajeń.
Jednym słowem. Interesuje nas rozwiązanie w miarę neutralne finansowo, z drugiej zwiększające naszą produktywność (ha ha, taki żargon ekonomiczny).
Gotowi na zmiany? Nie ma wyjścia.