Zawsze mam wrażenie, że nowy rok, jak i wszystkie pozostałe święta wymyślili marketingowcy. W zasadzie, upływ czasu jest procesem ciągłym i ten akurat dzień nie jest niczym szczególnym. No ale jak nie ma świąt, to nie ma zakupów. A jak sprzedaż leży, to premie bye bye. Brutalne prawo natury. Biznesowej, nie ludzkiej.
Ale wracając do chmur, to najpierw zacząłem się zastanawiać, co mogłoby być babolem roku już minionego. Dla mnie numero uno jest sprzedaż Nokii. Uśmiałem się z tego jak norka, bo. Najpierw Finowie zatrudnili sobie agenta. Agenta $MS, który w krótkim czasie wyciął wszystko, co odróżniało firmę od reszty i co było jej sukcesem. Potem uzależnił firmę od współpracy z $MS, rezygnując z dywersyfikacji własnych rozwiązań. A na koniec doprowadził do sprzedaży istotnych części firmy. W nagrodę za to wszystko dostał bonus w wysokości 25 mln dolców plus stanowisko w firmie, w której był i wyszedł i powrócił. Finowie obudzili się z ręką w nocniku. Nawet premier kraju poprosił o rezygnację z bonusa. Niestety naiwność Finczyków (no bo prawdziwy Fin, by tak nie zrobił) spotkała się z bezczelnością agenta. Powodem odmowy zwrotu kasy był rozwód z żoną. Turlałem się ze śmiechu. Czasami warto się rozwodzić, by mieć zgrabny argument.
Czy coś może to przebić? Chyba niezbyt szybko.
Przez ostatnie lata komputery i usługi z nimi związane przeszły prawdziwą rewolucję.
W zasadzie, na naszych oczach dokonała się rewolucja techniczna, może nawet większa od pierwszej rewolucji przemysłowej XIX wieku. Wszystko się zmieniło. Świat już nie jest taki sam. Co więcej, zmiany te całkowicie przewróciły relacje międzyludzkie. Chociażby w jednym aspekcie. Szacunku dla doświadczenia i wieku. Nagle okazało się, że mądrość osobnicza, przynajmniej w kwestiach technicznych, była odwrotnie proporcjonalna do wieku. Starsi chuligani, dziadkowie, babcie, a nawet już rodzice. Wysiadka. Techniczna pajdokracja. Czyli czego młodzież może się dowiedzieć od starszych? Niczego. Przynajmniej takie jest powszechne przekonanie. Wszystko tak leci do przodu, że w trakcie całego życia ze trzykrotnie trzeba się douczać by "nadążać" za zmienną rzeczywistością.
A zobacz Pan. Jak ten Tales z Pietią Gorasem wymyślili te twierdzenia, to jakoś nikt ich nie może zmienić. Podobnie z tym od jabłek. Ale nie Stevem, jak chcieliby niektórzy yuppies/fanboye.
Elementem tej rewolucji jest "usieciowenie" komputerów. Ważna jest sieć, nie zaś pojedynczy egzemplarz. Jak w życiu w demokratyczny społeczeństwie. Część zasobów (z czasem je nazwę) została rozrzucona gdzieś, nikt nie wie gdzie. Ale fizycznie gdzieś są. Ten abstrakt nazywa się chmurą.
Początki koncepcji wiązały się ze współdzieleniem zasobów obliczeniowych. Wiadomo, że ważne były i są trajektorie pocisków, rakiet, łamanie haseł i takie tam inne militarne zabawy ludzkości. Cała kasa na zabawę wielkich malutkich. I jak się połączy te słabe kalkulatorki w jeden wielki obiekt, to z tego wychodzi niezła maszyna. Poszło dalej. W zasadzie wszystkie zasoby można łączyć i dalej udostępniać innym. Jest na tym kasa. Ale ma to konsekwencje dla kształtu współczesnego biznesu. Piwosz by powiedział. Po co mam kupować browar, jak mogę mieć kranik i w każdej chwili do wyboru, do koloru.
Przestrzeń, usługi, platformy itd. Szary zjadacz chleba zaczął od tego pierwszego, czyli korzystania z przestrzeni dyskowej w abstrakcie.
W dalszym ciągu, niestety trochę żargonu. W zasadzie, to już obowiązujące słownictwo. Język się zaśmieca, język się wzbogaca. Ale nie ma wyjścia. Technologia zasuwa do przodu, a lokalne języki nie nadążają. Adoptują słownictwo przywództów technologicznych. I to nie tych ze wschodu.
Jak wspomniałem, najpierw przechowywanie danych. Ale w gruncie rzeczy usługa przeważnie jest szersza. Nazywa się bachupem, co wzbogaca samo przechowywanie o synchronizację danych. Najczęściej automatyczną. Jedną z pierwszych usług tego typu, nadal obecny na rynku i wyznaczający standardy jest dropbox. Ekran startowy wygląda minimalistycznie, ale nie forma jest ważna.
strona startowa dropbox.com |
To, co wyróżnia, to zastosowane technologie. Ale może najpierw o biznesie. Model przyjęty przez większość chmur nazywa się freemium. Z połączenia słowa free i premium. Kawałek dostajesz darmo, za resztę, jeżeli chcesz, musisz zapłacić. W tej części darmowej jest usługa w jakiś sposób okrojona. Może być mniejsza funkcjonalność i zawsze ograniczona przestrzeń dyskowa. Chmura, chmurze nie równa, stąd koncentracja na dropboxie. Z rzeczy złych, to w przestrzeni jest mało, tylko 2GB, które poprzez polecenia mogą być zwiększone. Czy to mało, czy dużo, ocena musi być indywidualna. Z pozoru ważne, ale okazuje się, że inne kwestie przeważają.
Po pierwsze dropbox jest rozwiązaniem wieloplatformowym. Oznacza to, że dla więcej niż jednego systemu, takiego jak windows, istnieje demon, czyli program odpowiadający za indeksowanie naszych danych, ich backup i synchronizację z chmurą możemy uruchomić w kilku systemach operacyjnych. Świat nie kończy się na oknach. Ponadto, ma agenta mobilnego. Wiadomo, że przesyłanie danych z i do urządzenia mobilnego jest kosztowne, to agent tylko indeksuje pliki. Wiemy, co mamy, jakkolwiek nie mamy na naszym telefonie. Ale agent pozwala na dysponowanie wybranym plikiem lub plikami. Jak chcemy, to możemy go mieć fizycznie na swojej karcie telefonu, przesłać komuś, a raczej udostępnić adres pliki w chmurze. W ostateczności zmienić jego położenie w chmurze, łącznie ze skasowanie.
Oznacza to, że do danych mamy dostęp bezpośredni z naszego komputera, dowolnego urządzenia przenośnego oraz przez dowolną przeglądarkę internetową.
Bezpieczeństwo transmisji i przechowywanych danych. Dane na serwerze są szyfrowane, ale dodatkowo także transmisja pomiędzy urządzeniami jest szyfrowana. Ta ostatnia cecha nie jest zawsze dostępna w usłudze darmowej.
Interesujący jest też protokół przesyłania danych. Wyobraźmy sobie, że mamy jakiś ogromny zbiór. Zmieniliśmy jeden znak. Pytanie, co zostanie wysłane do chmury. Dropbox dzieli Każdy zbiór na mniejsze kawałki i wysyła tylko elementy różniące się. W ten sposób zaoszczędziliśmy na czasie i objętości transmisji. Technika ta nazywa się kodowaniem delta lub Eliasa .
Elementem bezpieczeństwa jest także kwarantanna skasowanych danych. W pakiecie darmowym system przechowuje wszystkie skasowane dane, także wersje plików w okresie 30 dni od daty operacji. Szczególnie ważne jest wersjonowanie. Ile razy zdarzyło się, że coś pozmienialiżmy, potem znowu i nagle eureko. Wersja 23 była najlepsza. Ale jej już nie ma. Zajrzyj na dropboxa. To się zdziwisz.
Od połowy 2008 r do prawie końca 2013 dropbox zdobył ponad 200 mln użytkowników.
Funkcjonalność dropboxa jest przeogromna. Będę jeszcze do tego wracał. Dla mnie ważnym było współdzielenie katalogów. Pozwala to np na wspólne pisanie prac na studiach. No i mobilność.
A jedna rzecz, bardzo mnie zaciekawiła. Napiszę o tym więcej za jakiś czas. Dropbox przy pomocy pewnej aplikacji pozwala na tworzenie i zarządzanie własną stroną www, nawet bez umiejętności jej stworzenia. Niezłe.
Jeżeli ktokolwiek uważa, że wpis był pomocny i chciałby sobie założyć konto na dropboxie, proszę skorzystać z mojego dropboxowego polecenia, co będzie dla mnie nagrodą, a także, prawdopodobnie (tego nie do końca jestem pewien, czy nadal dodawana jest extra przestrzeń) korzystne dla osoby polecanej.
Nie jest to jedyna usługa hostingowa (tak to się nazywa), z której korzystam. Wybór jest szeroki, ale ja wybrałem też (do pracy windowsowej) 4sync.com. Zaletą duża pojemność - 15GB na starcie, ale nie ma demona linuksowego i transmisja w kanale https jest w opcji płatnej. Idealne do przechowywania dużej ilości śmieci.
A jeżeli chcemy tylko przechowywać dane i obrazy, to i mieć dostęp tylko przez przeglądarkę lub agenta mobilnego, to jest serwis minus.com. W pewnym sensie platforma artystyczna prezentacji zdjęć, grafik, ale umożliwiająca trzymanie też innych dokumentów. Rzecz ważna, na którą rzadko zwracamy uwagę. Wiadomo, nikt nie lubi czytać długich prawniczych elaboratów czyli umów licencyjnych. Ale pliki, w tym obrazy na minus.com nie mogą być wykorzystywane przez usługodawce i nie ma on do nich żadnych praw. To nie jest częste.
strony startowe innych serwisów |
Mam tam stronę z przyzwyczajenia. No i czasami można pochwalić się ładnymi widokami rowerowymi.
Wybór duży. Nie wspomniałem ani rozwiązań $MS, ani G. Mam, jakby w pakiecie z kontami, ale nie korzystam. Jest w czym wybierać. Różna funkcjonalność jest jednoczesną wadą i zaletą. Jak wspomniałem wcześniej. W systemach linuksowych korzystam z dropboxa, w windowsowych z 4synca. Oczywiście, nie jest to dogmat i dropboxa można polecić każdemu. Reszta jest sprawą indywidualnego wyboru.
Czy sprawa chmury jest zamknięta? Okazuje się, że to dopiero początek. Wrócę do tematu wkrótce.